Gwiezdne Wojny Ostatni Jedi Cały film (2017) • Online • CDA Vider

„Gwiezdne wojny ostatni Jedi” wyszedł w 2017 roku, bardzo się cieszę, że już wchodzi na DVD i na blu-reyu, bo coś takiego trzeba obejrzeć w super jakości, efekty robią swoje 😀 Dobrze, że Lucasfilm nauczył się czegoś po dokręconych x lat temu epizodach I-III, w których praktycznie wszystko było kręcone w studio, najnowsza trylogia jest już zrobiona „po bożemu” – piękne lokacje, a efekty specjalne są zrobione tam, gdzie być muszą, a nie WSZĘDZIE GDZIE SIĘ TYLKO DA. Dodanie znanych z pierwszej trylogii „Star Wars” bohaterów jest smaczkiem dla starych starwarsowych wyjadaczy, nawet reanimowali R2-D2 i Yoda miał w „Ostatnim Jedi” swoje pięć minut 🙂 Trochę jest wprowadzonych „bohaterów” jakby stricte pod maskotki itd., ale aż tak się to nie rzuca w oczy, fabuła idzie prężnie do przodu, więc takie drobnostki są na dalszym planie. „Gwiezdne wojny ostatni jedi” jest naprawdę dobrym filmem, biorąc pod uwagę wszystkie nowsze „Star Wars” (nowe znaczy nie z pierwszej trylogii), po „Przebudzeniu mocy” trochę się bałam, że już całkowicie pójdą w cukierkową stronę, ale „Ostatni jedi” wyszedł naprawdę dobry! Administratorem Twoich danych osobowych jest Instytucja Filmowa MAX-FILM Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, ul. Panieńska 11, Wpisana do Rejestru Przedsiębiorców prowadzonego przez Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa, XIII Wydział Gospodarczy pod numerem KRS 0000236457 Posiadasz prawo dostępu do treści Swoich danych osobowych oraz prawo ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych osobowych, prawo wniesienia sprzeciwu, a także prawo do cofnięcia zgody w dowolnym momencie. Moim zdaniem każdy fan „Star Wars” powinien mieć te wszystkie filmy, no może epizody I-III można sobie odpuścić, ale te nowe idą bardzo dobrze, „Gwiezdne wojny ostatni Jedi” może spokojnie powędrować na półkę, będzie się go oglądać z przyjemnością, umili każdy maraton „Star Wars” 🙂

Może niespecjalnie porywająca, niezbyt logiczna i pełna disneyowskiego humoru (który sam w sobie nie jest zły, ale w tym filmie totalnie brakuje mu wyczucia chwili i pojawia się w senach, które w moim odczuciu nie powinny mieć komediowych akcentów), ale przynajmniej nie jest jawną kopią starej trylogii i stara się zrobić coś po swojemu (jak to mu wychodzi to już inna sprawa, ale doceniam próbę!). Nie wiem, naprawdę nie pojmuję, jak ktokolwiek nazywający się fanem Star Wars (tym samym będąc osobą akceptującą dotychczasowe granice), może pisać, że Ostatni Jedi to dobry film, a co gorsza Gwiezdne Wojny (nie tylko dobre, a że w ogóle to są Gwiezdne Wojny). Szkoda, że mimo takiego przepychu i bardzo dobrych recenzji (w chwili pisania tekstu superprodukcja Disneya cieszy się 98 procentami na Rotten Tomatoes), Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi sprawiają wrażenie filmu niepotrzebnego.

Polska premiera filmu „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” odbędzie się już w czwartek 14 grudnia. Jakież było moje przerażenie kiedy leciały początkowe napisy oraz zaczęły się pierwsze 2 minuty filmu, pomyślałem sobie „no nie, ale będzie zrzynanie z Imperium Kontratakuje i z akcji na Hoth”. Taka menażeria nie musi się wszystkim podobać, ale jeśli serce filmu jest we właściwym miejscu (czyli w środku trójkąta Luke-Rey-Kylo), to mnie to nie przeszkadza.

Oczywiście postaci w Ostatnim Jedi pojawia się cała masa, ale nie wszystkim dostało się tyle czasu ekranowego, na ile zasłużyli – Chewbacca jest tylko gościem, podobnie jak C-3PO, Phasma znowu została nieco zmarnowana, a więcej uwagi poświęcono nowym bohaterom: Rose, która razem z Finnem ma do wykonania istotną misję, pani admirał Holdo, która występuje w jednej z najlepszych scen w filmie, czy DJ-owi, granemu przez wyluzowanego Benicio Del Toro.